czwartek, 7 kwietnia 2016

Miłość, szmaragd i krokodyl (w roli krokodyla pierwszorzędna zrzęda)

      Przyszła wiosna, trawa zakwitła fioletowymi krokusami, białymi przebiśniegami i psimi kupami. Ludzie na ulicach podzielili się na nieufnych, którzy dalej chodzą w zimowych płaszczach i grubych szalach przypominających koce, i wariatów, którzy popylają w krótkich spodenkach i koszulkach na ramiączkach.
     Oba typ zakrawają o jakiś poziom szaleństwa. Sama jak głupia lazłam wczoraj niczym miss bikini znosząc dzielnie zatrwożone spojrzenia moherów. W odwecie los nagrodził mnie obfitym katarem, ale co mi tam, inicjację wiosny uważam za pozytywnie zakończoną.
     Teraz czas na to, co takie tygryski jak ja lubią najbardziej. Miłość wiosną. Nie ma nic piękniejszego niż kochające się pary wiosną. Nie tak naprawdę to nic mnie tak nie wkurwia jak obwąchujące sobie dupska niewyżyte nastolatki. Całujący się w autobusach spoceni ludzie, którzy odbierają ostatki sił w duszącym do omdlenia transporcie miejskim. Podążając za klasykiem, fajnie, że się kochacie, ale idźcie się kochać gdzie indziej.
     I nie, że hejt, że stara panna, że brzydka niezadowolona. No kurwa. Ja wiem, że najgorsze co istnieje to życie w związku z przyzwyczajenia. Że, miłość uskrzydla. Ale jak nie możecie się opanować w miejscach publicznych, a nawet umyślnie chcecie pochwalić się światu jacy to wy zakochani to weźcie te swoje skrzydła i odlećcie w cholerę. Albo zachowujmy się jak dorośli (albo chociaż zachowajmy pozory dorosłości) i celebrujmy związki mniej wylewnie a bardziej duchowo. W dzisiejszych czasach cielesnych uniesień dajcie staroświeckiej zrzędzie kawałek przestrzeni wolnej od waszych wymazów. Umówmy się, że komunikacja miejska i inne miejsca publiczne o małej przestrzeni są wolne od uczuciowych uniesień, bo stary zatęchły autobus nie jest na tyle romantyczny, żeby się z uporem glonojada wpajać w usta ukochanego. Chyba, że miłość odbiera nie tylko rozum, ale i węch.